wtorek, 27 września 2016

Byliście kiedyś na 5822m.n.p.m?

Jeśli tak, to super!
Jeśli nie, to też super! bo jedziecie na tym samym wózku co my!
Czyli krótka opowieść jak próbowaliśmy zdobyć El Misti (5822m.n.p.m). Skrajnie brzydki wulkan niedaleko Arequpy. Technicznie łatwy, wymaga jedynie dobrej aklimatyzacji- czyli właśnie tego czego nam zabrakło do sukcesu. Innym problemem jest całkowity brak wody  na całej trasie. Dojechać samochodem wynajentym z agencji turystycznej można na 3400m.n.p.m póżniej tylko 6h drogi do obozu Campo Pyramde na wysokości 4550m.n.p.m, nocleg w obozie i 4h marszu i jest szczyt. Nam się udało dojść do obozu w przyzwoitym tempie i rozłożyć namiot przed zachodem słońca. W nocy było ok 6st C. Bolała nas głowa, niektórzy wymiotowali, a na jedzenie z takim trudem przeniesione z dołu nie mogliśmy patrzeć. Szymon rano postanowił spróbować iść troche dalej ale 100m wyżej zawrócił. Na szczęście schodzenie było łatwiejsze, w wulkanicznym pyle zbiegało się niczym po świeżym śniegu w Polskich górach.

niedziela, 25 września 2016

Pierwsze chwile w Peru

Pierwsze chwile w Arequipie...


...były trudne.
Nie da się ukryć że życie na 2300m.n.p.m. jest inne, to znaczy niby wszystko jest ok ale chodzenie po schodach powoduje 5x szybszą zadyszkę niż normalnie.
Szukając noclegu na couchsurfingu, schronienia nie nie znaleźliśmy ale poznaliśmy bratnią duszę, Juana Carlosa który dał nam wiele rad czego warto spróbować w okolicy. Dagmara nie najlepiej się wtedy czuła więc wieczór dosyć szybko się skończył. Pierwszy raz zobaczyliśmy alpakę- niestety na talerzu, Szymon powiedział że smakowała wybornie.


W sobotę rano wstaliśmy i poszliśmy na targ, a tam spotkało nas moc owocowych wrażeń! tyle pyszności codziennie się nie spotyka, wypiliśmy sok i zrobiliśmy zakupy.


Na szczęście Dagmary obawy że sok ma coś wspólnego z bliskością działy mięsnego się nie spełniły, jak się później okazało był to fermentowany wywar z czerwonej kukurydzy ( chicha de huynapo de maiz morado), trochę za słodki dla nas :)


Dagmara na targu: https://vimeo.com/184259949

Później musieliśmy wybrać się do serwisu rowerowego odcentrować koła, nie mieliśmy za dużo czasu bo na 11 byliśmy umówieni na Rafting :) Spłyneliśmy rzeką Rio Chili, nie był to nasz pierwszy taki spływ ale zdecydowanie był bardziej wymagający i dodawał więcej emocji od spływu Słoweńską Socą. Spływa kosztował niecałe 80 zł za osobę, więc mega tanio!



Następnie wybiła 15 i musieliśmy się znowu śpieszyć na  Bicyclade czyli wielki wyścig rowerowy promujący niejeżdżenie samochodami (mas bici menos humo - więcej rowerów mniej dymu)w którym postanowiliśmy wziąć udział - pierwszy wyścig rowerowy w życiu Dagmary.



Polski Team godnie reprezentował się z flagą :)
Dla uczestników były nagrody, ale nawet nie czekaliśmy na losowanie bo akurat nie potrzebujemy telewizora.


Parę spostrzeżeń co do Peruwiańczyków: jeżdżą na ulicach szybko, nie uważają na pieszych i trąbią z każdej możliwej okazji... do dzieci nie używa się tu wózków, dzieci są tu noszone na rękach, najczęściej jednej ręce i jak najszybciej puszczane na ziemie w celu samobieżnego poruszania się.
Powietrze tutaj jest bardzo suche, bardzo szybko wysychają usta i nos :/


Zdecydowanie był to intensywny dzień, a przecież nie powinniśmy się śpieszyć na półrocznych wakacjach :)


sobota, 24 września 2016

Lądujemy

Rowery przetrwały podróż, udało się!
W Limie, trochę przypadkiem dowiedzieliśmy się że musimy je odebrać tam, a nie na samym końcu. To nawet logiczne, bo nasz ostatni lot był krajowy, więc musieliśmy przejść kontrolę całego bagażu. Skasowali nam dwa jabłka.
W Arequipa rower rozpakowaliśmy na lotnisku. Urozmaiciliśmy czas pracownikom ochrony, mogli zobaczyć coś co się nie zdarza codziennie. Wspaniali ludzie z kawiarni pożyczyli nam nożyczki. Zostaliśmy też zaproszeni na wyścig rowerowy.
Kartony wyglądały kiepsko, ale nie rozleciały się. Straty to dwa scentrowane koła przednie i pęknięta plastikowa osłona łańcucha. Ale nie przeszkodziło w  przejechaniu 10 km do centrum.
 

 
 Chwilę po skręceniu rowerów, w tle Misti:



czwartek, 22 września 2016

Pakowanie rowerów

Pakowanie rowerów to nietrywialne zadanie, nie dość że muszą się zmieścić w przyciasnych kartonach, to jeszcze muszą przejść bez uszkodzeń na trzech lotniskach przez wszystkie przesiadki, taśmy, wózki i narzekania pracowników, którym ponadwymiarowy bagaż może być nie na rękę.

W naszym przypadku musieliśmy powiększyć kartony - odrobina zabawy z 3 przykrótkich powstają 2 odpowiednie kartony.
Inny problem to limit 23 kilogramów, po zapakowaniu okazało się że karton do którego wsadziliśmy też namiot jest za ciężki i niestety musieliśmy go przepakowywać. Dzisiaj na lotnisku waga pokazała 22,5 i 23,5 kg, więc wszystko w zakresie tolerancji :-) Kolejna dobra wiadomość to że nie kazali nam dodatkowo płacić za rower (linie  Lot i LATAM).

Jutro na lotnisku okaże się czy nasze zabezpieczanie rozkręconych rowerów przed uszkodzeniami zdało egzamin - trzymajcie kciuki!


Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę. Taki wymarsz zawsze jest nagły. W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt trawy. Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się przyjaciele i powiedzą: Odszedł, widać jesień się zbliża.
Tove Jansson, „Dolina Muminków w listopadzie”

Z Nami było inaczej trochę, ale w sumie też jest jesień i zaczynamy swoją drogę.

Najpierw było tak
Po paru godzinach nierównej walki z czasem, kartonami, folią i taśmami(3!) ok 2 w nocy było:

Lekko spakować się nie było, poświęciliśmy na to prawie dwa dni i prawie dwie noce, ale ważne, się udało. Pozdrawiamy z Lotniska Chopina, za godzinę zaczynamy! :)

poniedziałek, 19 września 2016

Strona poświęcona 6-cio miesięcznej wyprawie rowerowej dwojga śmiałych ludzi po Ameryce Południowej. Jesteśmy za młodzi, żeby siedzieć w domu, a za starzy, by myśleć, że zawsze będziemy młodzi, wiec ruszamy! 
A wyruszamy już niebawem, bo 22 września, żeby przebumelować zimę. Lecimy do Arequipy na południu Peru, póżniej chcemy dotrzeć do Boliwii, następnie przez Argentynę i Chile, by wrócić w połowie marca 2017 roku z Ziemii Ognistej do Europy. 
Nasz plan zakłada przejechanie ok. 7000 tys. km na rowerach, wejście na 6542m.n.p.m oraz dobrą zabawę. Doświadczenie rowerowe mamy, Szymona większe, a Dagmara mniejsze, ale jesteśmy pełni optymizmu.