środa, 15 marca 2017

Hejterski post o Argentynie i Chile

Spędziliśmy dużo czasu w tych krajach i oczywiście podobało nam się bardzo i tylko czasami zgrzytamy zębami, ale jednak zdarza się nam.  Na tej wyprawie są dwa rodzaje krajów: te w których nie ma nic, ale da się załatwić wszystko i te w których jest wszystko, ale nie da się załatwić nic.

Dlatego wylewamy poniżej morze hejtu! 

Pieczywo: Oni to nazywają mianem "pan", co słowniki tłumaczą jako chleb. Niestety wkradł się błąd w tłumaczeniu. W Chile to podłe białe bułki nad którymi się ktoś znęcał widelcem. Czasami po dwóch dniach smakują kiepsko nie mówiąc o starszych. Mieszkający w Patagonii Polak twierdził, że po 4 godzinach od kupienia nie nadają się już do jedzenia. My czasami musieliśmy jeść 4-dniowe. Droższe bułki integral, czyli tzw. "razowe" to nieudana parodia razowego pieczywa, która u kilkodniowego tyrysty wywoła tylko zażenowanie, ale już dietetyka wpędziłaby w poważną traumę. Są jaśniejsze niż grahamki. W Argentynie nie jest wiele lepiej, ale tutaj bułki bardziej przypominają bagietki.


Płoty Setki kilometrów nieużytków, jałowych pastwisk i lasów MUSZĄ być ogrodzone. Jak właściciel nie zagrodzi kawałka pastwiska, gdzie w promieniu 20 km nie ma żadnej krowy nie mówiąc o cywilizacji to nie przeżyje faktu, że ktoś mógły przecież wtargnąć na jego ziemie i poprzestawiać kamienie, albo co gorsza wejść do lasu i połamać patyki. Dlatego stawia się setki kilometrów drutu kolczastego, czasami z tabliczkami "Nie wchodzić". Po co?? Po to żeby dzikie zwierzęta umierały wisząc na tych płotach? -widzieliśmy dwa takie przypadki! Wiadomo, że do Ameryki Południowej wyemigrowało dużo nazistów po wojnie, ale czy to powód, żeby upodabniać Chile i Argentynę do obozu koncentracyjnego?? Słyszeliśmy o rowerzyście, który podróżował ze szczypcami do cięcia drutu. My nie mieliśmy nigdy potrzeby forsować drutów, chyba żeby zrobić jakieś zdjęcie, ale przecież jak ktoś chce się włamać to i tak przeskoczy taki śmieszny płotek.

Ceny wejśc do parków i innych atracji wielokronie wyższe dla obcokrajowców niż Chiljczyków/Arg np. lodowiec Perito Moreno dla nas kosztował 300 ARS, dla Argentyńczyków 40. To nie są kraje trzeciego świata, ludzie tu zarabiają tyle albo więcej niż w Polsce. A możę jednak są? Park Narodowy to nie instytucja, która ma generować zysk! 120zł, za 1 dzień w Torres Del Paine to żenada! "Park narodowy" przez który przewalają się dziesiątki autokarów dziennie, z terenem prywatnym w środku i wielkimi hotelami.

Ludzie-automaty którzy tylko potrafią sprzedawać bilety i mówić "nie można" - "no esta habilitado". Odnosi się to na przykład do próby zostawiania bagaży w parkach narodowych czy ochroniaży w supermarketach jak chcemy zostawlić gdzieś bezpiecznie rowery, lub do strażników parku którzy nie wpuszczą bez papierowej mapy.

Notoryczne jeżdżenie samochodami. Mamy wielkie sczęście mając rowery, bo bez samochodu tutaj nie można zrobić nic. Natomiast  samochodem trzeba dojechać wszędzie, żeby odwiedzić park narodowy, trzeba mieć samochód i trzeba dojechać w środek parku. Tam zatrzymać się na jakimś punkcie widokowym i wysiąść, ale nie na długo, bo trzeba szybko wrócić do auta. Totalnym przegięciem jest park Valle de la Luna, gdzie głowny szlak trzeba zwiedzać samochodem. Nie można pieszo, nie można rowerem (patrz punkt wyżej), trzeba samochodem.

Lotnisko Jorge Newbery w Buenos Aires
. Nie ma przechowalni bagażu. Była, ale jest zamknięta. Nie ma żadnej alternatywy na czas zamknięcia przechowalni. Informacja lotniska tłumaczy że na lotnisku brakuje miejsca więc nic się nie da zrobić. Nie brakuje na dziesiątki pustych sklepów i knajp. Linie lotnicze nie przyjmują bagaży więcej niż 3 godziny przed odlotem - ponieważ na lotnisku brak miejsca. Masz przesiadkę 20 godzin - zwiedzaj z bagażem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz