czwartek, 19 stycznia 2017

Carretera Austral - pierwsza połowa za nami!

Zaczęliśmy w sobotę po 17 i na dodatek w deszczu. Z pierwszego tygodnia dwa dni były bez deszczu. W drugim tygodniu lało trochę mniej. Droga nie jest łatwa. Prawie nie ma płaskich odcinków. Są podjazdy i zjazdy. Arytmetyka podpowiada że podjazdów i zjazdów jest tyle samo, ale czuje się, że podjazdów jest na pewno dużo dużo więcej! Asfalt był na połowie dotychczasowego dystansu. Szuter był zazwyczaj dobrej jakości poza paroma kilometrami dużych kamieni, bywa też ciężko jak mija nas dużo samochodów(turyści), jeśli akurat nie pada powstaje mgle z pyłu i nie da się jechać. Ale otuchy dodają piękne widoki i możliwość śmiania się z pary amerykanów, którzy chcą przemierzyć, jak podkreślają KAŻDY kilometr tej drogi, mając do dyspozycji tylko dwa rowery oraz vana z kierowcą który jak się zmęczą lub pada deszcz przyjeżdża po nich, a zanim dotrą na kemping gotuje im obiad. Mają pewnie ponad 50 lat ale to ich usprawiedliwiało tylko do momentu jak spotkany na drodze 60 latek na rowerze powiedział "widzieliście tych oszustów??".


Region na południe od Puerto Montt ma słabe połączenia z lądem, albo trzeba płynąć promem albo pokonać przełęcze i jechać przez Argentynę. Jedzenia tu mało i jest drogie. Dlatego Szymon od pewnego czasu łowi ryby w rzekach i morzu. Niestety czasu nie ma tak dużo, a te ryby jakieś niemrawe i jak na razie kończy się na tuńczyku z puszki i makaronie.
 
W Chaiten poszliśmy na wulkan o tej samej nazwie. Do 2008 roku miał wysokość 962, ale po wielkiej eksplozji  ma 1122 metry.  Podczas tej eksplozji uformował się nowy krater wewnątrz starego, zapadniętego. To najmłodsza góra jaką widzieliśmy! Chaiten całkowicie ewakuowane, zasypane popiołem i zalane powodzią, spowodowaną przez zablokowanie koryta rzeki lawą,  nie doszło do siebie jeszcze po tej eksplozji. Na pytanie o targ w mieście usłyszeliśmy że targ był, ale zanim wulkan wybuchł...

Po drodze przejeżdżaliśmy przez Park Narodowy Pumalin, gdzie rosną majestatyczne drzewa alerce.  Najstarsze z nich mają 2500 tysiąca lat. Starsze niż chrześcijaństwo.

Ventisquero Colgante to miejsce godne szczególnej uwagi. Otoczone skalistymi zboczami jezioro, gdzieś na szczycie wiszący lodowiec, z którego głębi wypływa rzeka spadająca huczącym wodospadem do jeziora. Niesamowicie spektakularny krajobraz.  "W tym widoku brakuje tylko tęczy i jednorożca", jak powiedział kiedyś Frederiko, nasz znajomy z Santiago.
Na drodze można spotkać więcej rowerzystów niż samochodów, dookoła małych miast wysypują się autostopowicze czyhający na okazje. Nie ma też problemów z campingiem na dziko, mimo wszędobylskich płotów jak się znajdzie kawałek płaskiej ziemi na namiot nawet widoczny z ulicy to nikt się nie zatrzymuje i nie przeszkadza, wszyscy wiedzą że jest tu więcej turystów niż mieszkańców. Jak do tej pory spotkaliśmy parę z Rumunii, Niemców, Amerykanów, Chińczyków, Francuzów, Chilijczyków(którzy uważają że campingi w ich kraju i jedzenie jest absurdalnie drogie). Tylko martwi nas trochę że nie spotkaliśmy żadnych rodaków. Chodzą o nas plotki wśród innych ekip rowerowych, że jesteśmy Polakami co się deszczu nie boją! :)
Czasami widoki są tak piękne że aż szkoda nam pedałować dalej...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz